czwartek, 14 marca 2013

3. Mówisz, że przepraszasz...



Salon został urządzony gustownie i z pomysłem. Wszystko idealnie ze sobą współgrało. Mężczyzna, którego obserwowała studentka prawa, wydawał się być lekko nerwowy i rozkojarzony. Zdecydowanie szybciej oddychał, lecz próbował się uspokoić, co wcale nie zdziwiło jego gościa. Delikatnie uśmiechnęła się, starając niczego nie dotknąć.
- Ile jest ci winien pieniędzy? - zapytał spokojnie, jednak oczy go zdradzały.
Panna Moore roześmiała się szybko i krótko. Przeniosła wzrok na czterdziestolatka, który wszedł do pomieszczenia ze mrużonymi oczami. Oboje wiedzieli od razu, że się nie polubią. Mieli takie same charaktery. Ciężko było stwierdzić, które z nich jest gorsze.
- Potrzebujesz czegoś? - zwrócił się do bogatego biznesmena, który pokręcił przecząco głową. - Uważaj na nią, jest strasznie cwana i wyrachowana - dodał, zanim wyszedł.
- Przepraszam za niego.
- Jeśli jesteś inteligentnym facetem, posłuchasz go - stwierdziła ze złośliwym uśmiechem. - Gdyby Reed był mi winny pieniądze to byłby w raju. Zaprowadź mnie do niego.
- Co jeśli tego nie zrobię?
- Twój chrześniak wyjdzie na tym o wiele gorzej  - oznajmiła poważnym głosem, wstając.
Dwudziestojednolatka nie zamierzała dawać Damonowi zbyt wiele czasu na przemyślenie tego. Ona nie miała go. Poza tym teraz wszystko miało znaczenie. Nie zamierzała bawić się w kotka i myszkę. Biznesmen wiedział jak to działa. W końcu odwrócił się w jej stronę i wypowiedział jedno, proste słowo: "poczekaj".


* * *

Podjechali pod hotel, który z pewnością nie ma czterech gwiazdek. Był schludny i przyjazny. Lepsze to niż jakaś speluna. Dwudziestojednolatka stwierdziła, że jej znajomy ma więcej szczęścia niż rozumu. Debil jakich mało. Przez całą drogę czuła na sobie wzrok mężczyzny. Momentami wywracała oczami. Zatrzymali się przed pokojem numer 156. Mężczyzna zapukał trzykrotnie po dwa razy. 
- Eve?! - krzyknął niebieskooki, widząc koleżankę z dawnych lat. - Ja ci to wszystko wytłumaczę! - zaczął się tłumaczyć.
- Tego możesz być pewien - wycedziła przez zęby, zbliżając się do niego.
Na jej drodze stanął dwudziestoośmiolatek, kładąc swoje dłonie na ramionach młodej kobiety. Natomiast sama zainteresowana położyła ręce na biodrach, podnosząc jednocześnie brew do góry. W jego szarych oczach można było zobaczyć troskę, miłość i ostrożność. Nie ufał jej. To było jasne i wcale się nie dziwiła.
- Najlepiej będzie, jeśli wyjdziesz na dziesięć minut.
- Nie zamierzam...
- Wujku, zostaw nas samych... - usłyszał niepewny głos chrześniaka. - Wrócisz tutaj po upływie tego czasu.
- Osiem minut i ani minuty dłużej - powiedział pewnym głosem Collins, udając się w stronę wyjścia. - Poczekam przy recepcji.
Panna Moore przymknęła oczy, słysząc dźwięk zamykanych drzwi. Nie chciała dać się ponieść emocjom, ale dwudziestolatek po raz pierwszy w życiu wyprowadził ją z równowagi. Miała przez niego teraz takie problemy, że cała jej przyszłość stanęła pod wielkim znakiem zapytania.

* * *

Apartament, który kupiło małżeństwo z dwudziestoletnim stażem okazało się strzałem w dziesiątkę. Niemalże od razu pokochali to miejsce. Szkoda tylko, że w tak wielkim mieszkaniu mieszka teraz tylko wdowa. Wiele razy próbowała skontaktować się z adoptowaną córką, lecz miała wyłączony telefon. Po raz enty od jakiegoś czasu przeglądała ubrania, które należały do jej zmarłego męża. Usłyszała dzwonek do drzwi. Zerwała się momentalnie. Zawiodła się. Nie ujrzała studentki prawa, lecz prowadzących śledztwo czterdziestodziewięcioletniego mężczyzny, zamordowanego we własnym domu.
- Dzień dobry. Czy możemy wejść i zająć pani chwilkę? - zapytała współczującym głosem Jane.
- Oczywiście - odparła, otwierając drzwi szerzej. - O co chodzi?
- Ma pani jakiś kontakt z córką? Dzwoniła do pani? A może zatrzymała się tutaj?
- Niestety nie. Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbiera telefonu. Coś się stało? - zapytała zaniepokojona, przyglądając się policjantom.
- Musimy z nią koniecznie porozmawiać. Przeszukaliśmy jej mieszkanie, lecz nie zastaliśmy tam pani córki. Wie pan gdzie może przebywać?
- Przykro mi, ale nie mogę pomóc.
Alice pracowała jako psycholog w swoim własnym gabinecie, który otworzyła ponad dziesięć lat temu. W ich oczach od razu wyczytała, że oni naprawdę podejrzewają Evelin o popełnienie morderstwa własnego ojca. Dla niej to było niedorzeczne i nieprawdziwe! To po prostu był koszmar, jakiś obłęd.


* * *

Szatynka usiadła na jasnej kanapie. Westchnęła, po czym wskazała dłonią, aby chłopak usiadł. Uspokoiła się na tyle, by go wysłuchać. Naprawdę nie zamierzała zrobić mu krzywdy, jeśli będzie współpracować. W przeszłości każdy wiedział, żeby z nią nie zadzierać, gdyż jest osobą bezwzględną, okrutną i bezlitosną. Kilka lat zajęło jej ujarzmić swój charakter. Teraz wiedziała, że przemocą nic nie zdziała, lecz czasami nie ma innego wyjścia.
- Mów.
- Gdyby nie to, że... - zaczął, lecz po chwili zamilkł, gdyż tak naprawdę nie wiedział od czego zacząć.
- Streszczaj się, jeśli twój wujek nie ma dowiedzieć się, jaki numer wywinąłeś.
- Eve, ja nie miałem wyjścia...Chodzi o to, że oni porwali moją dziewczynę i dwumiesięczną córeczkę. Kazali mi...
- Wrobić mnie w zabójstwo - sama dokończyła. - Kto?
- Shannon ze mną rozmawiał. Naprawdę przepraszam.. Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił, gdybym  nie musiał. Nie widziałem innego wyjścia. Tak mi przykro - Matt zwyczajnie się rozpłakał.
Pannę Moore mało obchodziły uczucia Reed'a. Miała przez niego większe problemy niż mu się wydawało. Gówniarz wpakował ją w niezłe bagno. Ciekawe jak się z tego wywinie. Musiała odzyskać dobre imię, a przede wszystko uratować tą małą dziewczynkę i ukochaną dwudziestolatka, które nie są niczego winne. Wiele można powiedzieć o Evelin, lecz ona zawsze dotrzymuje danego słowa. Brunet sam sobie z nimi nie poradzi. Poza tym dla nich jest tylko zwyczajnym pionkiem, tak samo jak jego rodzina.

4 komentarze:

  1. O.o przyjaciel z dawnych lat wrobił ją w to zabójstwo?! Ale, rozumiem go. Zabrali mu to, co kochał najbardziej. Evelin mu pomoże. To (chyba)dobrze? Czekam na następny.
    Pozdrawiam
    Luna :3
    Ps. Pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hoi ;))
    Juz na samym początku zaciekawiło mnie to zdanie: "starając niczego nie dotknąć''. To od razu nasunęła mi się myśl, że Evelin boi się czegoś, skoro nie chce zostawiać odcisków palców, to niech założy jakieś ozdobne rękawiczki, albo w ostateczności niech wypali sobie linie papilarne. No myślałam, ze będzie kreatywniejsza i postawi na rękawiczki, wtedy ze swobodą mogłaby opierać się rączkami gdzie tylko zapragnie, czy też chwycić jakąś rzecz i użyć ją w niecnym planie. Takie tam moje przypuszczenia. Ale jak widzę, ona woli sobie utrudniać sprawę i woli chodzić jak na paluszkach, byle nie dotknąć. To tez może być podejrzane, prawda? Ciekawa jestem, co by zrobiła, gdyby musiała napić się kawy czy czegokolwiek. Złapałaby stopami?, albo poprosiłaby o chusteczkę, by przez nią dotknąć naczynie? hehe xD Zaskoczyło mnie to zdanie :"Gdyby Reed był mi winny pieniądze to byłby w raju''. Dało mi wiele do myślenia. Dziewczyna naprawde ma coś za uszami. Tym zdaniem mogła równie się przyznac, że wyprawiłaby Reeda na drugi swiat bez jakiegokolwiek poczucia, że zrobiła coś okropnego. Pieniądze grają ważną rolę w jej życiu. Cwana bestia, a jak. Zabije, by dojść do celu. Oj, chyba jestem pewna, ze byłaby dobrym materiałem na mordercę. Robi się gorąco. Tak myślałam, ze Jane przeszuka mieszkanie studentki prawa, i wiedziałam, ze w tym momencie nie ujrzy jej w domu. Ha! To było do przewidzenia. Cóż, nie dziwię się, ze Evelin nie odzywa się do matki, tak myślę, ze robi tak, by nie pozostawić śladów, ale i też ma pewien uraz co do niej. Nie dziwię się, ze policjanci oskarżają dwudziestojednolatkę o morderstwo. Podstawe jakąś tam miała by to uczynić, ale cóż... Nadal są te same pytania, nadal nie wiem, czy akurat to morderstwo ona ma na swoim koncie. Dziwię się trochę, ze Alice kryje swą córkę (chodzi o to, że dla niej to niedorzeczne, ze mogłaby zabić własnego ojca, ale on nie był jej prawdziwym ojcem, przy zabijaniu nie poczułaby do niego jakiejś tam miłości i zawahania), a także jej charakter o dziwo ją nie odepchnął, cóż..matka zawsze będzie po stronie córki. Może i dobrze? Skoro Alice jest psychologiem to niech weźmie się za swoją córkę...dziwię się tym, że w jakis sposób nie poradziła sobie z nią, bo jakby nie patrzał, Evelin ma ciężki charakter...I na końcu dowiedziałam się, że przerażająca, nekająca w snach, i wzbudzająca strach Evelin nie zamordowała! A wrobiono ją. Ach, chociaż się tego dowiedziałam. Hmm...wiesz, nie dziwi mnie, że chcieli ją wrobić...tu chodziło o życie dziewczyny i dziecka. Nie dziwię mu się. Zaskoczyłaś mnie postawą głównej bohaterki, tak nagle chce się stać dobroczynna ratując rodzinę Reeda. Ah, piękne zakończenie krwiożerczej postaci (żart). Cóż, patrząc na nich, sama bym stwierdziła,że ona poradzi sobie z uratowaniem dziewczyny i dziecka niż on. Evelin ma jednak wielką dumę, chce odzyskać dobre imię, no to niech ruszy się na policję razem z nim i niech opowie wszystko. Nadal mnie ciekawiło czemu nie chciała pozostawić odcisków palców... Cóż... Rozdział bardzo mi się podobał i chyba to mój krótki komentarz jest ; ))) będziesz miała co czytać, wiesz, ostatnio polubiłam u ciebie zostawiać spore treści xD fajnie tak się rozpisać, ładnie to wygląda xD dobra kończę te pisanie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie strasznie się u mnie rozpisujesz ;) Trochę zaskakujące jest to, że Evelin zgodziła się mu pomóc. Dlaczego to zrobiła? Gdyż wiedziała, że Matt nie poradzi sobie. Poza tym musi oczyścić swoje dobre imię, a policja jej nie uwierzy. Wiele na nią wskazuje. Więcej w następnych rozdziałach ;)

      Usuń