czwartek, 21 marca 2013

7. Dopóki mnie nie odstawiłeś...



W ciągu jednej chwili wspomnienia potrafią wrócić jak bumerangi. Tak właśnie stało się, kiedy Evelin usłyszała dźwięk telefonu, który zabrała mężczyźnie po zmierzeniu się z nim w hotelu. Wyjęła komórkę z torby, a reszta siedziała w milczeniu. Włączyła na tryb głośnomówiący, lecz pokazała, aby nikt się nie odezwał.
- Jesteś strasznie przewidujący, Shannon. Czego chcesz?
- Jak to co? - roześmiał się gorzko. - Zemsty, kochana, zemsty.
- Gdybyś miał jaja to nie wciągałbyś osób trzecich. Po co ci rodzina Reed'a? Naprawdę tylko na to cię stać? - zapytała perfekcyjnie opanowanym głosem.
- Tak jest ciekawiej. Powiedz mi lepiej jakie to uczucie stracić kogoś bliskiego.
- Pudło, nie straciłam nikogo takiego. Charles był dla mnie obcym człowiekiem, niewiele interesuje mnie jego śmierć.
- Ależ ja nie mówiłem o nim, lecz o Maggie.
W tym momencie szatynka zrobiła duże oczy i wstrzymała oddech. Policzyła do dziesięciu w myślach, żeby się uspokoić. Albo miał coś z tym wspólnego albo chce mnie zdenerwować. Jeśli wyjdzie na to pierwsze, to własnoręcznie go zamorduję - pomyślała.
- Może ty mi to powiesz? - postanowiła odwrócić role. - Jak czułeś się, kiedy zastrzeliłam twojego ukochanego od siedmiu boleści? Gdybym mogła zrobiłabym to jeszcze raz, lecz w okrutniejszy sposób.
- Pożałujesz tego, suko ! - wrzasnął, rozłączając się.
Dwudziestojednolatka wyszła z pokoju dziennego, nie zwracając uwagi na nikogo. Ruszyła w nieznanym kierunku, gdyż nigdy wcześniej nie była w tej rezydencji  Trafiła do kuchni, gdzie zastała kamerdynera, lecz ten jakby czuł, że chce zostać sama i bez żadnych złośliwości wyszedł. Wyjęła szklankę z szafki, po czym nalała do niej zimnej wody z kranu. Wypiła ją duszkiem, a następnie odłożyła naczynie z hukiem. Temu kretynowi udało się wyprowadzić studentkę z równowagi. Wygrałeś bitwę, wojnę wygram ja.

* * *

Jared zaprowadził dawną znajomą do jadalni, gdzie mieli zjeść obiad. Obok młodej kobiety usiadł jej przyjaciel, którego najlepszą cechą była lojalność. Wiedziała, że zawsze może na nim polegać. Jedyną jego wadą było to, że kumpluje się od lat z właścicielem domu. Szatynka westchnęła cicho, przypominając sobie dzień, w którym poznała przystojnego blondyna. Mężczyzna obserwował ją i nie mógł zapomnieć widoku jej nagiego ciała. Rozkochał ją w sobie nieświadomie, a potem odrzucił miłość oraz zainteresowanie jego osobą. W dalszym ciągu czuła do niego żal. Wszystko mogło potoczyć się inaczej, lecz los miał inny plan.
- Jakim cudem stałeś się bogaty?
- Uwierz albo nie, ale wygrałem w lotto - odpowiedział z czarującym uśmiechem.
- Głupi ma zawsze szczęście - skomentował krótko Luke, zerkając na przyjaciół. - Dawno nie siedzieliśmy razem. Jak za starych czasów.
- Do niektórych rzeczy nie warto wracać.
- Chyba nie powiesz mi, że żałujesz - odezwał się z niedowierzaniem Jared, patrząc na niebieskooką, która spożywała właśnie naleśniki.
- Właśnie to chciałam powiedzieć.
W pomieszczeniu rozległa się wymowna cisza. Matt wraz ze swoim ojcem chrzestnym obserwowali z zaciekawieniem tę wymianę zdań, z której niewiele rozumieli. Green stwierdził, że lepiej będzie, jeśli nic nie powie. Od początku wiedział  że tych dwoje ciągnie do siebie. Jednak trzydziestolatek okazał się kretynem i odrzucił Eve. To było najgorsze posunięcie, jakiego mógł dokonać. Miał świadomość, że jego przyjaciółka nie wybacza takich spraw.

* * *

Damon próbował się skupić na czytanej książce, lecz nie potrafił. Cały czas w myślach słyszał rozmowę panny Moore z porywaczem. O co tak naprawdę chodziło? Nie miał bladego pojęcia. Wiedział tylko jedno, że w tej chwili pojawiło się więcej pytań niż odpowiedzi. Mimo iż czuł, że to nie jest jego sprawa to musi dowiedzieć się prawdy. Do biblioteki weszła kobieta, o której myślał po części.
- Możemy porozmawiać? - zapytał, odkładając przedmiot na bok. - Jeśli oczywiście to nie problem - dodał szybko.
- Pytaj - oznajmiła, siadając naprzeciwko wysokiego bruneta. - Przecież widzę, że już od jakiegoś czasu chcesz o coś zapytać - dopowiedziała, widząc jego pytające spojrzenie.
- Znasz Shannona?
- Tak.
- Skąd?
- Będąc niepełnoletnią osobą byłam bardzo krnąbrna  zbuntowana. Krótko mówiąc, miałam wiele za uszami. W wieku czternastu lat poznałam jego partnera, który mnie regularnie gwałcił i próbował styranizować. Feralnego wieczoru dowiedziałam się, że gwałcili Maggie. Coś we mnie pękło i zastrzeliłam go w samoobronie.
- Jakim cudem miałaś broń? Co chciał ci zrobić?
- To nie jest już ważne. 
- Przykro mi - usłyszała od Collins'a, lecz te słowa nie zrobiły na niej żadnego wrażenia.
W życiu przeszła piekło, dlatego wiedziała, iż ludzie współczują innym, lecz cieszą się, że ich to nie dotyczy. Wcale się temu nie dziwiła, lecz nienawidziła, kiedy ktoś perfidnie kłamał. Zapewne odpowiedziałaby coś mężczyźnie, lecz do biblioteki wszedł Lucas.
- Mogę cię poprosić, Eve?

* * *

Wysportowany blondyn zaprowadził ją do sali konferencyjnej, gdzie znajdowali się już wszyscy. Po chwili dołączył do nich przyrodni brat Jareda. Usiadł obok swojego chrześniaka, nie patrząc na niego. Panna Moore pochyliła się nad laptopem i ujrzała wiadomość od wroga, który doprowadzał ją do szału.

Pamiętasz co się wydarzyło osiem lat temu? Ja czuję się jakby to było wczoraj. Miałaś wtedy trzynaście (pechowa liczba, prawda?) lat, a Maggie o trzy lata młodsza. Zabiłaś ją! Potrafisz z tym żyć? Uśmiecham się, przypominając sobie jej krzyk oraz kawałeczki pokrojonego ciałka tej paskudnej dziewuchy, które tyle razy używałem w sposób intymny. Przypominasz sobie, skarbie? S.

Oczywiście, że pamiętała. To był koszmar, który nadal śni się jej po nocach. To właśnie John zaczął Eve najpierw wykorzystywać seksualnie, a potem Shannon wziął się za jej młodszą siostrę. Szatynka nigdy sobie nie wybaczyła. Ten człowiek pożałuje tego. Zamorduję go jak zwierzę! - pomyślała wściekle, wychodząc z pokoju, zaciskając pięści.





ROZDZIAŁ DOSYĆ KRÓTKI (MIAŁ BYĆ DŁUŻSZY), ALE STWIERDZIŁAM, ŻE SPORO NOWYCH WIADOMOŚCI/FAKTÓW SIĘ POJAWIŁO, DLATEGO SKOŃCZYŁAM NA TYM WĄTKU. CO BĘDZIE DALEJ? JA WIEM, ALE CZY WY PODĄŻACIE DOBRYM TROPEM?