Cel uświęca środki - pomyślała
szatynka, jadąca sportowym autem, które z pewnością nie należało do niej. W
radiu leciała piosenka "wierzę w lepszy świat". Pokręciła głową,
stwierdzając, że musi się skupić na swojej przyszłości. Nie zamierzała
roztrząsać tego, co było na czynniki pierwsze. Za żadną cenę nie dopuści do
tego, gdyż nie może się rozsypać. Przez tyle lat trzymała się dzielnie, a teraz
miałaby odpuścić? Nigdy.
Zatrzymała się przed
hotelem, w którym nocował Matt. Ostrożnie i dyskretnie weszła do środka.
Zaklęła pod nosem, widząc jednego z ludzi Shannona. Schowała się za ścianą, po
czym niezauważalnie udało się jej skręcić w korytarz. Bezszelestnie otworzyła
zamek. Dwudziestolatek leżał na łóżku jakby nic nie miało znaczenia. Zagotowało
się w niej, lecz nie okazała tego.
- Ruszaj się ! -
warknęła. - Mamy towarzystwo.
Chwyciła go za
koszulkę i wskazała na okno. Jak dobrze, że pomieszczenie znajdowało się na
parterze. Chociaż raz udowodnił, że potrafi myśleć. W pośpiechu wyciągnęła
klucze od samochodu, a następnie rzuciła mu je. Spod czarnej, skórzanej kurtki
wyjęła broń i skierowała w stronę drzwi.
- Jedź prosto do
Jareda - poleciła. - Nie zatrzymuj się nigdzie.
- A ty? - zapytał
przerażony, zerkając na klamkę, którą poruszał ktoś, kto był niewątpliwie
wściekły.
- Poradzę sobie. No
już ! - krzyknęła, lekko popychając go.
* * *
Od przyjazdu
chrześniaka Damona minęły już prawie dwie godziny. Trzydziestolatek nerwowo
poruszał się po swojej rezydencji. Rozumiał, że Matt zostawił ją tam, lecz
dawno powinna już wrócić do domu. Westchnął, siadając na białej kanapie. Potarł
skronie dłońmi. Jego młodszy brat pocieszał syna ich nieżyjącej siostry. Mięczak - stwierdził w myślach.
Nagle usłyszeli dźwięk
otwieranych drzwi. Cała trójka niemalże pobiegła w stronę przedpokoju. Kiedy
ujrzeli studentkę prawa, zamarli. Była cała we krwi i wyglądała okropnie. Prawą
dłonią oparła się o stolik. Obok niej pojawił się Damon wraz z Mattem, aby
pomóc jej chodzić.
- Zostawcie mnie do
cholery ! - warknęła zirytowana. - Potrafię jeszcze chodzić!
Jared uśmiechnął się
ironicznie. Zosia samosia jak zawsze w każdej sytuacji. Z jednej strony
doskonale to rozumiał, ale z drugiej strasznie go to wkurzało. W pomieszczeniu
zjawił się drugi mąż matki biznesmena, która zmarła ponad dziesięć lat temu.
- Przygotowałem
łazienkę na górze. Powinna się umyć - powiedział, patrząc na
dwudziestojednolatkę z niepokojem.
- Nie ciesz się tak,
jeszcze nie umieram, Jazz - wycedziła, ruszając w stronę schodów.
- Szkoda, bo już
szykowałem pogrzeb, Evelin - odpowiedział złośliwie lokaj, gdyż nie
trawił tej dziewuchy.
Oboje zwrócili się do
siebie w taki sposób jaki nienawidzili. Wszyscy oprócz właściciela rezydencji i
samych zainteresowanych przejęli się tą jakże krótką rozmową. Nie sądzili, że
można być aż tak wrednym dla drugiej osoby. Blondyn podszedł do gościa, chwycił ją pod kolanami
i pod pachami, dzięki czemu znalazła się na jego rękach.
* * *
Matthew wrócił w
towarzystwie mężczyzn do pokoju dziennego wuja. Wiedział, że się znają z Eve,
lecz nie miał bladego pojęcia, kiedy to się stało. Nie potrafił także
pojąć, dlaczego panna Moore poszła do trzydziestolatka po pomoc. Jednak
to nie było teraz takie istotne jak poczucie winy chłopaka.
- To moja wina -
wyszeptał, podchodząc do okna.
- Przestań się
obwiniać. Twojej koleżance nic nie będzie - powiedział spokojnym głosem Damon,
klepiąc chrześniaka po plecach. - Skoro tutaj przyjechała to znaczy, że jest silna.
- Nie przejmuj się,
Reed - odezwał się Jasper, stojący w progu salonu. - Złego diabli nie biorą.
Po tych słowach
wycofał się w stronę kuchni, aby przyszykować środki przeciwbólowe i napój.
Mimo iż nie przepadał za tą dziewuchą to musiał przyznać, że był pod
wrażeniem. Nie sądził, że będzie ją stać na coś takiego. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że nie przyzna się do tego, iż czuje się w jakiś sposób winna
tej sytuacji.
* * *
Szatynka nie miała
siły, aby zacząć krzyczeć na swojego starego znajomego. Weszli do trzeciej
łazienki, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Kolor fioletowy i jej
wyposażenie ukoiły niebieskooką. Mężczyzna postawił ją na ciemnych kafelkach.
Zdjął z niej skórzaną kurtkę, a kobieta skrzywiła się.
- Daj sobie pomóc -
powiedział stanowczym głosem. - Nic nie mów.
Nie minęło kilka
minut, a blondyn rozebrał dwudziestojednolatkę. Wraz z nią wszedł do kabiny
prysznicowej, żeby móc ją umyć. Po raz pierwszy w życiu poczuł coś, czego nie
potrafił opisać słowami. Czuł, że musi to zrobić. Nawet jeśli miałby wykonać to
siłą.
* * *
Evelin stała przed
lustrem z opatrunkiem na ramieniu. Wreszcie można było zobaczyć jej piękną
urodę, a jej ciało nie było pokryte krwią. Westchnęła, opierając się o
umywalkę. Kiedy ujrzała Jareda po raz pierwszy wiedziała, że będą z nim same
problemy. Potem musiało ją trafić prosto w serce. Los jednak chciał inaczej i
połączył ich drogi po raz enty. Zrozumiała, że nieźle oberwała, gdyż pozwoliła
zobaczyć się nago trzydziestolatkowi. Szczerze mówiąc w tamtej sytuacji nie
obchodziło jej to zbytnio. Założyła czarną sukienkę, tego samego koloru kozaki.
Do ręki chwyciła kurtkę oraz torebkę, po czym zeszła na dół. Nowe, świeże
ubranie miała dzięki blondynowi, który pojechał kupić dla niej kilka rzeczy,
kiedy wyszła od niego rano.
Weszła do jasnego
pokoju dziennego, gdzie ujrzała wszystkich. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła
także Lucasa, po którego zadzwonił Collins'a. Podszedł do niej lokaj, który
prawie wpadłby na nią. Wcisnął jej do ręki dwie tabletki
przeciwbólowe i szklankę z wodą mineralną.
- Chcesz mnie otruć?
- zapytała ze złośliwym uśmieszkiem, łykając lekarstwa.
- Za trzy dni
odbędzie się pogrzeb - odezwał się Luke, patrząc na przyjaciółkę. - Jak się
czujesz?
- Znakomicie -
powiedziała swobodnym głosem.
- Co się tam stało? -
zapytał w końcu Matt, przerywając ciszę, która panowała od kilku minut.
- Luke włącz jakiś
program, dzięki któremu nikt nas nie namierzy.
Panna Moore
przeniosła swoje spojrzenie na Damona. Reed zadał najgłupsze pytanie jakie
mógł. Szatynka nie zamierzała odpowiadać na nie, gdyż to było chyba logiczne.
Każdy z nich powinien się domyśleć. W pewnym momencie rozległ się dźwięk
komórki, którą przyniosła ze sobą studentka prawa.
CHCIAŁAM NAPISAĆ WIĘCEJ, ALE STWIERDZIŁAM, ŻE NA TYM MOMENCIE LEPIEJ SKOŃCZYĆ,
GDYŻ PÓŹNIEJ NIE MOGŁABYM PRZERWAĆ ZBYT SZYBKO. MNIE OSOBIŚCIE BARDZO PODOBA
SIĘ TEN ROZDZIAŁ, ALE W NASTĘPNYM ROZDZIALE WYJAŚNI SIĘ TROCHĘ WIĘCEJ. PONADTO CHCIAŁABYM ZAPROSIĆ NA SWOJEGO DRUGIEGO BLOGA. WIĘCEJ NA TEN TEMAT W ZAKŁADCE "MOJE DRUGIE DZIEŁO".
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńJest świetnie, żeby nie powiedzieć że geniusz! W robieniu postępów oczywiście. Z dnia na dzień, z notki na notkę Twoje rozdziały zaczynają rozkwitać.
Stają się coraz bardziej barwne i ujmujące, a ja rozróżniam postacie!Opisałabym bardziej emocje Jareda, gdy umył dziewczynę. To przecież facet, nie mógł nie zareagować na jej nagość.
To tak na przyszłość
Całusy
JS
Tak, wiem, mogłam to bardziej rozpisać. Dziękuję za komplement ;) Staram się dostosowywać się do rad i ulepszania swoich dzieł ;)
Usuń